sobota, 11 października 2014

To niemożliwe.

 Chłopak rusza w stronę ciemnego lasu, który jest okryty gęstą mgłą niczym najzwyczajniejsze łóżko w sypialni na którym spoczywa puchata pierzyna. Jego policzki niemalże płoną czystym ogniem, lecz on śmieje się zerkając przez ramie, gdzie napotyka te głęboko brązowe, niesamowite spojrzenie. Oblizuje swoje spierzchnięte usta nie mówiąc ani słowa, słysząc jej ciche kroki za sobą. Jego myśli nurkują do najgłębszych szczelin własnego umysłu, gdzie rozgrywa się bardzo przyjemna i w tym czasie nie realna scena.
 Scena ukazująca chłopaka, który otula ramionami szczupłą dziewczynę uśmiechając się najszerzej jak potrafi, dziewczyna zaś patrzy na niego, a jej spojrzenie przepełnione jest czułością i miłością, którą da się zauważyć na co najmniej jeden kilometr, przysuwa się, całując usta szatyna kształtem przypominające serce i przenosi swoje dłonie na jego perfekcyjnie zbudowaną twarz..
 Lecz podróż w najskrytsze szczeliny jego wyobrażeń nie trwa zbyt długo, ponieważ Justin słyszy swoje imię dochodzące zza jego umięśnionych pleców. Głos który intensywnie nawołuje jego imię, jest znany przez chłopaka, ponieważ mógłby on umrzeć za niego.
-Pomóż mi. -Woła Isabelle której nigdzie nie ma. Chłopak panikując odwraca się, lecz napotyka tylko olbrzymie drzewa okryte pierzyną grubej mgły, która uniemożliwia mu swobodne widzenie. Wzrok szatyna gwałtownie przeszukuje tutejszy krajobraz w celu znalezienia brązowookiej, lecz nigdzie jej nie ma. 
-Justin. -Zrozpaczona dziewczyna nawołuje coraz głośniej szlochając. Jest przerażona, a Justin nie może nic zrobić i ta myśl rozrywa go na kawałeczki, niczym tania maszynka do mięsa. 
-Isabelle! -Woła, lecz nikt się nie odzywa. -Isabelle, gdzie do cholery jesteś?! -I nadal nic.
 Nagle, wszystko ucicha, a w lesie panuje grobowa cisza. Nie słychać żadnego nawoływania, żadnego śpiewu ptaków, czy warknięcia sztywnego. W lesie jest tak cicho, jakby najmniejsze stworzenie powoli uchodziło z życia w swojej malutkiej kryjówce gdzieś pod ziemią, czy na najwyższej koronie drzewa, a powietrze jest tak gęste, że Justin niemalże dusi się tą popapraną sytuacją.
 Chłopak odwraca swoje ciało i widzi coś, co sprawia, że w tym momencie chce umrzeć i nigdy już nie oglądać tego paskudnego świata. Jego wzrok mierzy sylwetkę dziewczyny, która niegdyś była obiektem jego westchnień, jego oczkiem w głowie, jego kołem ratunkowym gdy tonął w swoich własnych błędach. Ciało Isabelle pokrywa zgnilizna, oczy tego stwora są aż za bardzo niebieskie a odór unoszący się w powietrzu jest nie do zniesienia. Justin przygryza mocno swoją pulchną wargę, aby słona ciecz rodząca się w brązowych oczach pozostała na swoim miejscu i powoli cofa się do tyłu. 
-Zginęła.. -Odzywa się jego cichy i zrozpaczony głos. -Niewinna dziewczyna umarła przez ciebie, paskudo!. -Ryczy szatyn odchrząkując głośno i wyciąga zza swojego grubego, skórzanego pasa małą, czarną broń która jest jego jedyną deską ratunku. Z jego ust wydobywa się coś, na kształt dźwięku które wydaje umierające zwierzę i zrozpaczony chłopak podnosi pistolet do góry celując wprost w czaszkę zmierzającego w jego kierunku potwora. -Okazuję ci łaskę Isabelle Greace, słyszysz? -Dyszy,  jego ciało przeszywa fala zimna, jednak kończy swój monolog i powoli naciska spust. -Chcę jedynie, abyś zaznała pokoju.. 
 A potem tylko do jego uszu dostaje się dźwięk strzału i upadających zwłok. 

***

-Obudź się, błagam! -Wrzeszczy ile sił w płucach ta drobna istota, która stara się uratować szatyna przed uduszeniem się śpiąc. Dziewczyna zaczyna głośno szlochać, gdy widzi, że jego oczy powoli otwierają się. -J-Justin.. J-ja n-nie.. -Jąka się zrozpaczona, lecz nie może dokończyć tego zdania, ponieważ przerażony chłopak ucisza ją.
-Uspokój się proszę, jestem z tobą.. -Jego ramiona owijają się w okół drobnego ciała brunetki, w celu zapewnienia jej poczucia bezpieczeństwa. Jednak ta chwila nie trwa długo, ponieważ karmelowe oczy Justina zauważają kilkoro sztywnych zmierzających w ich stronę, chłopak zrywa się na równe nogi, ignorując ból rozchodzący się po jego całym ciele, i bierze swój nóż do ręki, a rzeczywistość uderza go zbyt mocnym prawym sierpowym, nabijając się z biednego chłopaka który niewyobrażalnie sprawnie radzi sobie ze sztywnymi. 
-Masz gorączkę. -Mówi Isabelle, gdy Justin wyciąga swój zakrwawiony nóż z czaszki ostatniego zombie, który przyszwędał się do tego ubogiego obozowiska. -Uciekamy od trzech dni, a ona rośnie z dnia na dzień. -Marszcząc brwi, dorzuca nie co drewna do nowo rozpalonego ogniska. Po mimo tego, że niektórzy uważają ogień za broń Isabelle wie, że przynosi on tylko liczne nieszczęścia więc dziewczyna musiała się postarać by płomień unosił się na odpowiedniej wysokości, aby nie zostali oni kolacją tych paskud. Justin stara się zignorować to, co powiedziała wzdychając głęboko. Chłopak nie wie, co ma jej odpowiedzieć, ponieważ to co powiedziała brunetka było w stu procentach prawdą.
-Gdzie Shane i Anie? -Pyta nie patrząc na nią, aby odwrócić jej uwagę od swojego stanu zdrowia. Rzeczywistość znów sobie z nim pogrywa.  
-Szukają jedzenia.. -Odpowiada cicho wpatrując się w ognisko, które sama przygotowała. 
Okaż mi trochę czułości, błagam. -Justin?
 Chłopak unosi brew oczekując na to, co dziewczyna powie. Siada na zimnej ziemi wpatrując się w nią, jak bawi się ogniem.
-Tak?
-Jestem zaniepokojona. -Mówi szczerze, podnosząc wzrok. -Od tych trzech dni, wiatr wieje niewyobrażalnie mocno, i obawiam się najgorszego. -Justin jest zdezorientowany, ponieważ co ma wiatr do ich teraźniejszej sytuacji. Dziewczyna widząc, że chłopak nie rozumie o czym ona mówi dodaje. -Nadciąga tornado. 
Nadciąga tornado.
N a d c i ą g a  t o r n a d o.
T O R N A D O.
-To niemożliwe. -Odpowiada kręcąc głową, a wiatr zrywa z jego brązowych włosów czapkę swojego ojca. Isabelle wstaje zrzucając koc z swoich drobnych ramion i zakrywa swoje usta, gdy przerażona krzyczy widząc niewyobrażalnie ogromną trąbę powietrzną która zmierza prosto w ich kierunku. 
 Justin przerażony wie, że to nie zapowiada się wspaniale. 

______________________________________________________________

  Dobry wieczór moi mili!
   Wiec witam was w 2 rozdziale na tym blogu jevklsdajlva. Rozdział w sumie miał ukazać się w zeszłym tygodniu, lecz w ogóle nie miałam dostępu do komputera i niewyobrażalnie mnie to przytłaczało, ale teraz go mam haha i w kilka godzin musiałam napisać ten rozdział, aby nie trzymać was w tym napięciu. W sumie to jest on krótki, ale no następny będzie dłuższy o b i e c u j ę !! Ale za to mam dla was niespodziankę!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! 
 Mianowicie chodzi o ZWIASTUN który jest taki dziwny haha bo dziś chyba będę robiła nowy, ale dam wam już ten i muszę wam jeszcze podziękować za to, że komentujecie moją pracę boże jestem taka szczęśliwa gdy to robicie! Ach te emocje! 
 Musiałam też założyć nowego tt bo mnie zablokowali, rozumiecie?  Więc oto zwiastun : 
 Dobra więc to mój TT @myfxckingmalik i możecie pisać etc.:)
+ Chcielibyście muzykę do rozdziałów? 
 Kocham was Wiki x

sobota, 27 września 2014

Uciekaj

 Chłopak dodaje gazu, a zmęczona dziewczyna ucieka przed stadem tych okropnych kreatur. Gdy jest blisko, skręca samochodem tak, aby uciekająca dziewczyna mogła swobodnie wskoczyć do środka pojazdu.
 On i ona działają pod wpływem adrenaliny, mając świadomość, że chodzi tutaj o to, czy przeżyją czy też zostaną zjedzeni. Gdy dziewczyna może wskoczyć do samochodu, robi to, leczy przy tym precyzyjnym skoku, Justin nagle skręca, co powoduje skaleczenie które tworzy się na jej przedramieniu.
 Justin nabiera prędkości szybko zerkając na sączącą się krew z powstałej przed momentem rany, podnosząc wzrok chłopak napotyka wystraszone oczy dziewczyny, która nie ma pojęcia co robić w tym momencie. Jej skóra jest przeraźliwie blada, a oczy są sine z przemęczenia.
-Nazywam się Justin. -Zaczyna chłopak posyłając do niej łagodny uśmiech. Przez chwilę zerka też do lusterka, powoli uspokajając swój oddech, ponieważ oddalili się na bezpieczną odległość od stada sztywnych. -Pojedziemy jeszcze parę minut, i dotrzemy do mojego obozu wiesz? Nie martw się, wszystko będzie w porządku.
 Kończy swój monolog, a dziewczyna kiwa delikatnie głową. Jej skóra staje się coraz bardziej blada, a spojrzenie zmęczone. W Justinie buduje się uczucie przerażenia i instynkt opiekuńczy, który mówi mu, że za wszelką cenę musi uratować tą drobną osóbkę. 'Cholera' myśli, gdy na drodze pojawia się kilka zombie które blokują im drogę. Nie wie co zrobić, więc postanawia najzwyczajniej w świecie potrącić ich.
-Trzymaj się. -Mówi pewny siebie chłopak i dodaje gazu, pędząc przed siebie powalając na ziemię kilka nieprzyjemnie wyglądających wrogów.
-Jak masz na imię? -Pyta, starając się odwrócić jej uwagę od przeraźliwie wyglądającej rany. Zdaje sobie sprawę, że jest nie daleko obozu, więc delikatnie uśmiecha się sam do siebie. Justin zdecydowanie dodaje gazu.
-Isabell. -Odzywa się słaby głos dziewczyny, jej ubranie przesiąknięte jest krwią, tak samo jak fotel na którym teraz siedzi. Ten widok nie pokoi chłopaka coraz bardziej, więc gdy widzi znajome zielone namioty oddycha z ulgą.
 Gdy docierają do obozowiska, Shane - najlepszy przyjaciel Justina jest zdziwiony szybką jazdą chłopaka, więc wychodzi mu na przeciw. Chłopak parkuje samochód w błyskawicznym tempie i biegnie do drzwi dziewczyny. Bez zastanowienia bierze ją na ręce i krzyczy.
-Shane idź powiadomić Eve niech przygotuje się na szycie, mam ranną dziewczynę. -Wrzeszczy ile sił w płucach i napotyka przerażony wzrok swojego najlepszego przyjaciela, który równie szybko działa w zaistniałej sytuacji.
 Biegnie ile sił w nogach do namiotu w którym znajduję się Eve, pielęgniarka która ocalała w wyniku apokalipsy. Szybko kładzie Isabell na stół który okryty jest zabezpieczającą przed zarazkami, zieloną płachtą.
-Co się stało? -Pyta pielęgniarka swoim poważnym tonem, jej ruchy są opanowane. Zakłada rękawiczki i bierze wacik, który wcześniej już nasączony był jodyną i przemywa ranę pół przytomnej dziewczyny.
-Gdy miałem zamiar odjeżdżać, zauważyłem, że ucieka przed ogromnym stadem. -Mówi chłopak odchrząkając. -Oczywiście, szybko pojechałem w jej stronę, aby nie została ich obiadem, lecz gdy wskakiwała do auta, musiałem skręcić, bo jeden z nich złapałby jej drobną nogę. -Zwilża językiem swoje różowe usta i kontynuuje. -Wiec nie wiem jak, ale rozcięła rękę, z tego co rzucałem okiem, rana jest dosyć głęboka, straciła mnóstwo krwi.
-Zrobię co w mojej mocy. -Zapewnia chłopaka który zdenerwowany stoi przy dziewczynie, która za pewnie nie ma zielonego pojęcia co dzieje się w tej chwili. -Idź stąd Justin. -Dodaje pielęgniarka wyganiając chłopaka.
-Muszę tutaj zostać! -Krzyczy oburzony chłopak, jednak wie, że i tak będzie musiał opuścić namiot medyczny.
-Tylko to utrudniasz. -Zaczyna pielęgniarka. -Wyjdź!
 Chłopak nie odzywa się tylko zdenerwowany opuszcza miejsce w którym znajduje się ranna dziewczyna. Justin nie ma pojęcia co ze sobą począć, ponieważ jego myśli wypełniają tylko duże i przerażone brązowe oczy. Bierze głęboki wdech i opiera się o maskę samochodu przygryzając wargę.
 Myśli o tym, co wydarzyło się kilka godzin temu, pytania nurtują chłopaka bo w końcu kim jest ta dziewczyna? Czy zostanie? Dlaczego była sama? Justin rwie sobie włosy z głowy zadając te pytania, jednak jego rozmyślenia przerywa donośne odchrząknięcie Shan'a.
 Chłopak odwraca głowę w stronę przyjaciela, a na jego twarzy gości mały uśmiech ponieważ ten, ma na swoich umięśnionych rękach siedmioletnią siostrę Justina.
-Jest chyba coś, o czym musisz wiedzieć.. -Zaczyna Shane przygryzając wargę, po czym przekazuje malutką dziewczynkę w ręce brata. Justin unosi brew w zdziwieniu i czeka aż przyjaciel powie mu o co chodzi. -Więc Anie bawiła się na łące i widziała jednego sztywnego. -Justin na to zdanie wciąga gwałtownie powietrze a dziewczynka tuli się do jego piersi.
-Przecież to niemożliwe. -Odpowiada zaszokowany Justin przygryzając wnętrze policzka. -Nigdy nie było tu ani jednego sztywnego, ten był pierwszy.. -Chłopak z szokiem wymalowanym na twarzy spogląda na przyjaciela.
-Mówiłeś, że ta dziewczyna uciekała przed stadem, tak? Ile tam było sztywnych? -Shane jest głęboko zamyślony, spogląda na Justina czekając na odpowiedź.
-Tak, przed stadem ale myślisz, że oni doszli aż tutaj? -Marszczy brwi. -Przecież obrzeża Atlanty do tej pory były bezpieczne.
-Masz rację, były. Co my teraz mamy robić? -Pyta zdenerwowany brunet.
-Musimy poszukać nowego miejsca, w naszej grupie jest prawie dwadzieścia osób, gdy stado tu dotrze nie przeżyją wszyscy.. -Przygryza wargę i kontynuuje. -Ogłosisz poziom niebezpieczeństwa czerwony?
-Ogłoszę, musimy wywieźć wszystkich co najmniej do dwóch dni. -Shane wzdycha ciężko spoglądając na Justina który przytula swoją małą siostrzyczkę do piersi.
-Musimy przeżyć.. -Odpowiada zaciskając swoje powieki.

***
 Chłopak przygryza wargę wchodząc do ciemno zielonego namiotu medycznego gdzie znajduję się dziewczyna, którą uratował kilka godzin temu. Od Eve dowiedział się, że Isabell powoli odzyskuje świadome myślenie, więc Justin zdecydował się z nią porozmawiać. 
 Gdy przemierza namiot na samym końcu widzi wyblakło brązowe włosy, drobnej dziewczyny która leży na metalowej ramie niskiego łóżka. Chłopak mocno przygryza wnętrze policzka podchodząc do łóżka, po czym siada na niskim krześle umieszczonym naprzeciw twarzy Isabell. Lekko szturcha jej ramię a dziewczyna gwałtownie wciąga powietrze oddychając płytko. Napotyka jej duże, czekoladowe i przerażone oczy.
-Spokojnie. -Mówi podnosząc ręce do góry w geście obronnym. -Nie zrobię ci krzywdy.
 Dziewczyna patrzy niepewnie na Justina, i uspokaja swój oddech. W piersi chłopaka rodzi się uczucie spokoju na widok brunetki, więc przygryza wargę, czekając aż dziewczyna powie jakiekolwiek zdanie. 
-Gdzie jest mój plecak? -Pyta Isabell, a Justin jest rozczarowany szczęśliwy, że cokolwiek słyszy z jej ust. 
-Obok łóżka. -Odpowiada obserwując reakcje dziewczyny, po czym uśmiecha się delikatnie. -Pamiętasz coś? -Zadaje pytanie. 
-Uratowałeś mnie. -Mówi dziewczyna, ale gdy bierze swój plecak do ręki nieruchomieje tak, jakby przypomniała sobie bardzo ważną rzecz. -Muszę iść. -Dodaje szybko wstając, jednak jej stan zdrowia na to nie pozwala. Przy tym jak podnosi się z niskiego łóżka prawie upada, jednak refleks Justina jest już bardzo dobrze wyćwiczony, więc chłopak w błyskawicznym tempie łapię dziewczynę w talii. 
 'O mój boże, jej oczy są piękne' Myśli Justin wpatrując się w jej oczy, koloru gorzkiej czekolady. 
-Nigdzie nie pójdziesz, dopóki nie wyjaśnisz mi kilku rzeczy. -Chłopak twardo naciska na każdy wyraz, na co dziewczyna tylko kiwa głową cicho. Justin pomaga jej siąść i pyta. -Ilu sztywnych zabiłaś?
-Nie liczę. -Odpowiada przerażona patrząc prosto w jego oczy.
-Ilu ludzi? -Dziewczyna zaciska wargi na to pytanie tworząc z nich cienką linię. 
-Dwóch o to poprosiło. -Jej głos drży.
-I ostatnie pytanie. Jesteś sama? 
-Tak. 
 Justin wypuszcza powietrze zgromadzone w jego płucach z ulgą. Zdała test. Jednak marszczy brwi słysząc krzyki dochodzące z zewnątrz. Otwierając szeroko oczy bierze swoją strzelbę i startuje do wyjścia. Chłopak wie, że krzyki ludzi oznaczają tylko jedno.
 Znaleźli nas. 

______________________________________________________________________

 Dobry Wieczór moi drodzy czytelnicy!
 Więc witam was w pierwszym rozdziale opowiadania Wirus. Myślę, że rozdział spodoba wam się na tyle, że skomentujecie moją ciężką prace, brak skupienia na lekcji i zarwane noce haha. Bardzo ogromnie wam dziękuję za prawie tysiąc wyświetleń na blogu! To niesamowite jak za pomocą twittera można cokolwiek rozpowszechnić. Oczywiście dodajcie swój user do zakładki 'informowani' aby być na bieżąco. Mam jeszcze przygotowany dla was zwiastun, ale cholerstwo nie chce się zapisać haha, no nic życzę wam udanej niedzieli i kocham was!
 TT ; @stillmyash 

niedziela, 7 września 2014

Prolog

 Chłopak stoi a na jego twarzy rozciąga się leniwy uśmiech. Widzi parę kilometrów dalej kilka tych obrzydliwych kreatur, które kiedyś były ludźmi, ludźmi którzy mieli dom, rodzinę, normalną pracę, ale dali się ugryźć i teraz są odrażającymi potworami które tyko i wyłącznie żywią się ludzkim mięsem. Jednak dla niego to zabawa. Zabijanie sprawia mu niewyobrażalną przyjemność.
 Przeładowuje broń i krzyczy.
-Czekam na was! -Bierze jednego papierosa i odpala go zaciągając się dymem. Gdy zaczyna strzelać prosto w ich głowy, inne stają się szybsze. Jest ich około siedmiu, z czego trzy już nie żyją.
 Adrenalina w jego żyłach z każdym strzałem staje się coraz bardziej wyczuwalna, chłopak jest dumny z siebie, że znów pokonał małe stado samodzielnie. Cieszy się, że znów zostanie nazwany bohaterem, w końcu jest liderem swojej grupy. Idzie w kierunku martwych ciał, jednak chwilę później jeden ze sztywnych łapię jego kostkę, Justin zdezorientowany szybko działa. Uwalnia się z rąk potwora i próbuje strzelić, jednak gdy orientuje się, że w magazynku jego pistoletu brak naboi, jego decyzja pada w ciągu ułamku sekundy.
 Jego ciężki but szybko odnajduje czaszkę potwora i miażdży ją na malutkie kawałeczki sprawiając, że krew jest na całym ubraniu Justina.
-Ostatni raz. -Mówi chłopak kopiąc resztki sztywnego. -Taka akcja kolego.
 Kończy a uśmiech na jego twarzy rośnie z każdą minutą, gdy chłopak widzi efekty swojej pracy, pewnym krokiem zmierza do swojego samochodu aby już wrócić do swoich ludzi. Wsiada i myśli co w tym momencie robi jego malutki brat, jednak stara się odepchnąć te myśl na jak najdalszy plan swojego umysłu. Rusza a na horyzoncie widać już następne stado jednak coś jest nie tak. Ktoś jest przed nim i ucieka a stado jest o wiele większe niż te z którym uporał się w nie więcej niż piętnaście minut. Naciska pedał gazu i wie, że dzisiejszy dzień będzie bardziej pracowity niż zazwyczaj.


_________________________________________________________________________________

Hej kochani!
 Więc witam was w prologu mojego pierwszego opowiadania, nie wiem co mam tutaj napisać, na prawdę. Rozdziały raczej będą się pojawiać w soboty, systematycznie. Myślę, że na prawdę spodoba wam się fabuła, i to fanfiction nie będzie takie jak wszystkie haha, no nic, nie będę wam więcej zanudzać, kocham was!
A i jak coś to mój tt @stillmyash :)